Jazda na rezerwie
Dublerzy Pogoni Szczecin są w lidze ponad dwa razy efektywniejsi od tych z Lecha Poznań i jako rezerwowi strzelili lub asystowali przy 17 golach. W sobotę szlagier na szczycie PKO BP Ekstraklasy.
Jak daleko można zajechać na rezerwie? W przypadku samochodu, wszystko zależy od modelu i marki. Jeśli chodzi o drużyny ekstraklasy, od umiejętności zawodników wchodzących z ławki.
Biorąc pod uwagę dwóch głównych faworytów wyścigu po mistrzostwo Polski, zdecydowanie lepiej sprawdzali się dublerzy Pogoni Szczecin, która właśnie wyprzedziła o punkt Lecha i w sobotę przy ulicy Twardowskiego podejmie rywala z Poznania jako lider.
W tym sezonie kibice Portowców nie powinni pytać, co się stało z ponad 20 mln euro, które zarobiono na transferach podczas czteroletniej kadencji trenera Kosty Runjaica. Wystarczy spojrzeć na rezerwę. Sprowadzony za niemal milion Wahan Biczachczjan, pięciokrotny mistrz kraju Michał Kucharczyk czy uczestnik EURO 2016 Rafał Kurzawa, a jesienią choćby najmłodszy debiutant w historii mistrzostw Europy Kacper Kozłowski czy wielokrotny reprezentant Kamil Grosicki. Było kim straszyć, a na strachu się nie kończyło.
W 10 z 22 rozegranych meczów rezerwowi Granatowo-Bordowych mieli bezpośredni wpływ na zdobycz bramkową – z Górnikiem Zabrze (2:0), Lechem (1:1), Górnikiem Łęczna (4:1), Jagiellonią (4:1), Śląskiem (2:1), Lechią (5:1), Wartą (1:1), Piastem (2:0), KGHM Zagłębiem (2:1) i ostatnio PGE Stalą (1:0). Strzelili siedem goli i zanotowali 10 asyst, czyli w klasyfikacji kanadyjskiej zebrali 17 punktów. Gdyby zabrać ich wkład, zespół ze stolicy Pomorza Zachodniego w ligowej tabeli miałby osiem punktów mniej i byłby poza podium.
Bohaterem początku wiosny został Biczachczjan. Kucharczyk w trakcie styczniowego zgrupowania w Belek tytułował Ormianina „bratko”, a dla fanów stał się niczym brat po dwóch ostatnich występach. Co prawda już w debiucie w Gliwicach zdobył bramkę, ale tylko dobił Piasta, Pogoń i tak prowadziła 1:0. Za to z Zagłębiem i Stalą ratował Portowcom zwycięstwa. Po rywalizacji z Miedziowymi, w której huknął zza szesnastki w okienko na 2:1, część kibiców wyzbyła się wątpliwości, czy warto uczyć się wymagającej wymowy nazwiska ofensywnego pomocnika. Po potyczce w Mielcu, gdzie po jego uderzeniu z dystansu w doliczonym czasie samobója wbił Rafał Strączek, przekonali się co do tego ostatni oporni.
Biczachczjan w 49 minut strzelił dwa gole i trzeciego wypracował. Wszystko jako dubler. Kiedy jest w okolicach pola karnego z piłką przy lewej nodze, przeciwnicy mają prawo czuć się, jakby stali przed plutonem egzekucyjnym chwilę przed wykonaniem wyroku. Jeśli sprowadzać obcokrajowców to ekstraklasy, to właśnie takich. Ale jakim cudem szefostwo Granatowo-Bordowych nakłoniło Ormianina do dołączenia do drużyny? Przecież już jesienią błyszczał w MŠK Žilina, z którego np. Jakub Kiwior trafił do Serie A do Spezii Calcio.
– By mieć dobre liczby, musisz być w dobrym zespole. Futbol to nie indywidualna gra, rezultat zależy od 11 zawodników plus rezerwy. Jeśli masz zdrową atmosferę, dobrych piłkarzy, porządnych, wspierających kolegów, szanujących się wzajemnie, możesz odnosić sukcesy. Przekonano mnie, że tak jest w Pogoni. I faktycznie, jesteśmy prawdziwą drużyną. Do tego klub ma wysokie cele, chce zdobywać trofea, a to się tak naprawdę liczy. Możesz strzelić dwa czy trzy gole, ale o tym się szybko zapomina. Ludzie pamiętają tytuły. Może po 100 latach ktoś napisze, że Pogoń wygrała ligę w sezonie 2021/22? Taką mamy nadzieję – tłumaczył nam Biczachczjan.
Ormianin wszedł do ekstraklasy razem z drzwiami i futryną, ale mimo wszystko nie jest najbardziej efektywnym ze szczecińskich dublerów, bo przebijają go Grosicki z Kucharczykiem. Ten pierwszy jako rezerwowy był autorem czterech asyst, drugi – trzech goli i jednego ostatniego podania.
Stosunek do rezerwowych był jednym z powodów nieudanego podejścia do Pogoni Macieja Skorży, obecnego trenera Lecha, w sezonie 2017/18. Szkoleniowiec w ten sposób traktował zawodników spoza podstawowego składu, że ci czuli się kompletnie niepotrzebni. Zdarzyły się zajęcia, na których po prostu zostawił grupę piłkarzy samych sobie, a z graczami wyjściowej jedenastki zaczął ćwiczyć stałe fragmenty. Mijały minuty, a ekipa, w której byli m.in. doświadczeni Jarosław Fojut czy Adam Frączczak, stała bezczynnie na boisku. Wreszcie poszła sobie kopać na drugą bramkę, a następnie rękawice założył Fojut i stanął między słupkami, o co po zajęciach posprzeczał się z trenerem.
Skorża wyciągnął wnioski z tamtego czasu, co należy podkreślić. W trakcie drugiej kadencji w Kolejorzu zachowuje się zupełnie inaczej, a ponadto sam poprosił dyrektora sportowego Tomasza Rząsę o pomoc w zarządzaniu dublerami. Co więcej, doskonale rozumie, że po pewnym okresie indywidualne rozmowy już nic nie dadzą, jeżeli dany piłkarz dalej będzie poza podstawowym składem. Dlatego starał się rotować wyjściową jedenastkę i np. Dani Ramirez po kapitalnym występie w Pucharze Polski ze Skrą Częstochowa (3:0) rozegrał całe spotkanie w ekstraklasie ze Śląskiem (4:0). Tyle że choć rezerwowi nie mogą narzekać na sprawiedliwość Skorży, niekoniecznie za nią odpłacają.
Władze klubu ze stolicy Wielkopolski także nie chowały kasy z transferów oraz europejskich pucharów w skarpety, a solidnie zainwestowali. Na starcie tego sezonu na pensje wydawano 30 procent więcej niż rok wcześniej, teoretycznie kadra Lecha jest najsilniejsza od dawna. Ale w praktyce zawodnicy wchodzący z ławki mają niewielki wpływ na wyniki.
Cztery gole oraz trzy asysty – oto dorobek dublerów. Siedem punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Najlepiej sprawdził się Joao Amaral, zdobywca dwóch bramek i autor jednej asysty. Gdyby zabrać ich wkład, Kolejorz miałby tylko dwa punkty mniej. – Nie żyje nam rezerwa – fani mogliby parafrazować żołnierską piosenkę. Tym bardziej że choćby zmiany w trakcie meczu z Cracovią (3:3) nie pomogły, co przyznał sam szkoleniowiec. Potencjału na ławce Kolejorza nie brakuje, ale do tej pory nie udaje się go wykorzystać. Skorża jest tego świadomy i pracuje nad rozwiązaniem problemu. Kibice mają nadzieję, że uda mu się to już przed potyczką w Szczecinie i gdyby zaszła taka konieczność, dublerzy swoje zrobią.
Autor: Mateusz Janiak
Najstarszy polski dziennik sportowy, założony – jako tygodnik – w maju 1921 w Krakowie. Jego pierwszy numer ukazał się w sobotę, 21 maja 1921.
Jaki samobój!!!! a jak odbije się od słupka czy poprzeczki to też bramka samobójcza bo to bramka rywala przecierz. JRB