Księgowi liczą straty. Powtórka z rozgrywki.
80 milionów – tyle kosztuje rok gry PKO Ekstraklasy bez kibiców. Gdy księgowi liczyli już wpływy z ostatnich tygodni, pandemia koronawirusa znów przybrała na sile. Fanów na trybunach znów nie ma i nie wiadomo, kiedy na nie wrócą.
– Nie spodziewam się, że w tym roku kibice jeszcze wrócą na trybuny. Raczej zostaje pogodzić się z myślą gry bez widzów i brakiem wpływów z biletów. Kluczowy dla budżetu będzie brak przerw w grze i wypłaty pieniędzy od sponsorów – przyznaje prezes jednego z ekstraklasowych klubów.
Puste trybuny to krajobraz, który środowisko sportowe doskonale poznało po pierwszej fali pandemii koronawirusa. Potem kibice zaczęli wracać na trybuny. Najpierw rząd zgodził się na zapełnienie stadionów w 25 procentach, następnie zwiększono limit miejsc do połowy dostępnych krzesełek. Frekwencja nie porywała, bo rzadko kiedy spotkania oglądał komplet widzów (według nowych liczb). Trwający sezon także zostawiał luki pośród widowni.
Tęsknota za piłką?
– Biorąc pod uwagę, że ryzyko zakażenia może być większe, niektórzy mogą bać się powrotu. Jeśli wybiorą wtedy telewizor, to nadawcy mocniej na tym skorzystają. Ale bez atmosfery na stadionie, nie musi to wszystkich przyciągać przed odbiorniki – przekonywał pod koniec kwietnia Olivier Jarosz, mający za sobą pracę w Europejskim Stowarzyszeniu Klubów (ECA).
W obecnym sezonie PKO Ekstraklasy najwięcej osób odwiedziło stadion Górnika Zabrze. Spotkania śląskiej drużyny obejrzało ponad 30 tysięcy osób, co średnio dawało 10 043 kibiców na mecz. Najmniej kibiców pojawiło się na obiekcie Pogoni Szczecin (3698). Wiele klubów nie było w stanie zapełnić stadionów w 50 procentach, choć większość zarabiała na biletach. Nie każdy miał jednak te same warunki. Legia Warszawa, by organizacja spotkania zwróciła się, potrzebuje na trybunach około dziesięciu tysięcy osób. W Podbeskidziu Bielsko–Biała wystarczy tylko tysiąc widzów. Przełożenie na rachunek strat i zysków mają ceny wynajmu ochrony czy dochody ze stoisk gastronomicznych.
W poprzednich latach kluby przez cały rok zarabiały na dniach meczowych około 80 milionów złotych. To dawało średnio 16 procent przychodów w budżetach. To ważna pozycja w tabelkach księgowych, której nie sposób zastąpić w inny sposób. – Koszt organizacji meczu różni się w zależności od udostępnionej liczby miejsc. Określenie pojemności stadionu może zmniejszyć wydatki, choć jest też ograniczeniem potencjalnych wpływów. W tej chwili Śląsk nie będzie zarabiał na biletach, ale nie będzie też dokładał wielkich kwot do spotkań rozgrywanych we Wrocławiu. Kluczowy jest fakt, że rozgrywki są kontynuowane. To nie wpłynie na umowy sponsorskie czy ekspozycje współpracujących z nami firm – przyznaje Tomasz Szozda, rzecznik Śląska.
Średnia liczba widzów na stadionach w Ekstraklasie w sezonie 20/21 12 886 – Lech Poznań
10 310 – Legia Warszawa
10 043 – Górnik Zabrze
7744 – Śląsk Wrocław
6026 – Wisła Kraków
5339 – Jagiellonia Białystok
4936 – Lechia Gdańsk
4873 – Cracovia
3897 – Podbeskidzie Bielsko–Biała
3067 – Stal Mielec
2967 – Zagłębie Lubin
2814 – Piast Gliwice
2127 – Warta Poznań
1849 – Pogoń Szczecin
1744 – Raków Częstochowa
1410 – Wisła Płock
Powtórka
Pandemia była nowością dla klubów i środowiska w marcu. Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy, niektóre kluby szukały dywersyfikacji źródeł przychodów. Niektórzy też spodziewali się, że prędzej czy później trybuny znowu będą puste. – W ogóle nie zakładałem wpływów z biletów w prognozie naszego budżetu na obecny sezon. Rozegranie meczu z kibicami? Świetnie, ale to były dodatkowe pieniądze – przyznaje Bogdan Kłys, prezes Podbeskidzia Bielsko–Biała. Beniaminek zarabiał na meczach, ale puste trybuny nie będą dla niego znacznym obciążeniem i stratą.
– Chcielibyśmy grać z kibicami, bo mecze z pustymi trybunami to straszna rzecz. Każdy klub ma swoje koszty organizacji meczu. W naszym przypadku to kwestia 25 tysięcy dla ochrony, a także 40 tysięcy złotych za wynajem stadionu. Zwrot pieniędzy otrzymywaliśmy już przy frekwencji w okolicach tysiąca osób, przy średniej cenie biletów wynoszącej 40 złotych. Widzów było jednak więcej, więc zarabialiśmy na dniach meczowych, co łatwo sobie pomnożyć. Trochę się zmieniło. Poprzednio rozgrywki zatrzymano, gdy było 25 zakażonych dziennie. Doskonale pamiętam, jak w takich okolicznościach byłem w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego, a jechaliśmy na spotkanie z Olimpią Grudziądz. Teraz jest inaczej, choć zastanawiam się, dlaczego 25 procent miejsc może być zajętych w teatrach czy kinach, a na stadionach, na świeżym powietrzu, nie jest to już możliwe – stwierdził Kłys.
Dla większości klubów w PKO Ekstraklasie zarobek na dniach meczowych w trakcie pandemii był, lecz nie przekraczał on pewnych kwot. Dochody w porównaniu z kosztami nie robiły wielkiego wrażenia na księgowych.
Nowe obostrzenia związane z koronawirusem zabroniły gry z publicznością zarówno w żółtej, jak i czerwonej strefie. Gdyby w tej pierwszej dozwolone było wpuszczanie publiczności na trybuny, to w Ekstraklasie byłoby sześć drużyn, które mogłyby gościć fanów. Mowa o Podbeskidziu, Górniku Zabrze, Wiśle Płock, Piaście Gliwice, Pogoni Szczecin oraz Śląsku Wrocław. W pierwszej lidze byłoby jeszcze gorzej, bo do żółtych stref załapały się jedynie Odra Opole, Bruk–Bet Nieciecza, GKS Tychy, a także GKS Jastrzębie.
Obecnie kluby będą mogły mówić o stratach. Zakładając, że możliwa byłaby gra z połową zapełnionego stadionu, to wszystkie drużyny w PKO Ekstraklasie stracą miesięcznie około 3,3 mln złotych. To daje raptem około 200 tysięcy złotych mniej na klub. W przypadku liderów frekwencji to większe straty, ale po wydarzeniach z ostatnich miesięcy, możliwe do wkalkulowania w budżety.
Źródło: TVP
Komentarze
Księgowi liczą straty. Powtórka z rozgrywki. — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>