Motor przejechał się po Pogoni
W 14. kolejce Ekstraklasy w meczu wyjazdowym Pogoni w Lublinie, nie doszło do przełamania fatalnej serii porażek portowej drużyny. Granatowo-bordowi przegrali swój szósty mecz na wyjeździe, tym razem 4:2.
Przegrać mecz to nie wstyd, ale przegrać szósty mecz ligowy, wyjazdowy z rzędu i to z beniaminkiem, który dopiero, co dostał tęgie lanie, to już woła o pomstę do nieba.
Motor nie miał litości dla Portowców w Dzień Zaduszny. Wykorzystał indywidualne błędy w ustawieniu obrony i zrobił Pogoni Szczecin Halloweenowego psikusa.
To był mecz o bardzo dużej intensywności. Piłkarze z Lublina pokazali swój najlepszy Motor, który był w gazie przez cały mecz i pokonał ponad 120 km na boisku, podczas gdy Portowcy wybiegali 115 km.
W przegranym wyjazdowym meczu z GKSem w Katowicach też było podobnie, drugi beniaminek także wybiegał 120 km i pokonał Pogoń walecznością, dynamiką i swoim zaangażowaniem. Tak się składa, że granatowo-bordowi tego dnia, też grali swój mecz zaraz po zwycięskim pojedynku w Pucharze Polski. Nasza drużyna jest jedną z najstarszych personalnie w lidze i jak widać, nie wytrzymuje fizycznie takich wyzwań i przegrywa wyjazdowe pojedynki seryjnie, odstając fizycznie od swoich rywali, co potwierdzają wszelkie statystyki biegowe i sprintowe.
Trener Robert Kolendowicz może sobie mówić, że statystyki są jak bikini, że dużo pokazują, ale nie odsłaniają wszystkiego. Jednak porównując parametry biegowe i zaangażowanie w grę, ewidentnie widać u naszych piłkarzy niższe osiągi od rywali, a że nasza liga jest bardzo fizyczna, to na koniec zazwyczaj wygrywają ci, którzy włożą więcej serducha, zostawią więcej zdrowia, dadzą więcej z wątroby, po prostu zabiegają rywala. Możemy mówić, że może w jakiś elementach piłkarskich Pogoń ma więcej talentu i papier na czołówkę ligi, jednak na wyjazdach za zasługi, piękne oczy, tudzież fantastyczne CV, nikt nie da choćby punktu gratis. Te punkty trzeba wybiegać, wywalczyć, wyszarpać z gardła rywalowi na wszelkie możliwe sposoby. Trzeba też mieć rozsądną taktykę wymierzoną pod konkretną drużynę. A Portowcy grają tzw. swoje i przegrywają mecz za meczem.
Każda porażka jest podobna do poprzedniej.
Nic nie uczymy się z porażek. Nawet w Dzień Zaduszny, wspominamy Floriana Krygiera, autora słów: „W sporcie nigdy się nie przegrywa, bo albo się wygrywa, albo uczy”.
To ja się pytam teraz: czego nauczył się trener Kolendowicz i jego sztab, czego nauczyli się piłkarze pierwszego zespołu po serii 6 przegranych meczów na wyjeździe? Ja mam wrażenie, że zupełnie niczego. Na wyjazdach gubimy punkty frajersko, przegrywając nawet z beniaminkami. Wstyd!
Niby mieliśmy umieć mądrze biegać, bo mamy taki profil zawodników, a nie inny? Naprawdę biegaliśmy dziś mądrze? Krycie w obronie na radar…to jest ta mądrość? W bramce też pomocy dziś nie było żadnej.
Złość boiskowa pojawiła się tylko w kilku fragmentach drugiej połowy, to stanowczo za mało, nawet jak na ligowego nowicjusza, jakim jest Motor Lublin. To od nich można się uczyć jak pokonać sposobem rywala. A tym sposobem jest walka, doskok i agresja boiskowa przez cały mecz.
Niestety to piłkarze gospodarzy byli dziś bardziej mobilni, szybsi, agresywniejsi, dokładniejsi i stworzyli więcej konkretów w polu karnym przeciwnika, a przy tym byli dość skuteczni.
Lublinianie strzelili nam tylko 4 gole, a mieli jeszcze dwie inne okazje, po których mogły, a nawet powinny paść kolejne bramki.
Pogoń odpowiedziała 2 trafieniami i choć oddała więcej strzałów na bramkę przeciwnika, miała więcej kornerów, posiadania piłki, rzutów wolnych i dośrodkowań, to jednak nie przełożyło się w żaden sposób na wyższą od przeciwnika skuteczność.
Portowcy rozpoczęli mecz w ustawieniu 3-5-2. W drugiej połowie, po zastosowanych zmianach personalnych zmieniliśmy do 4-4-2 szukając szansy na odwrócenie losu pojedynku, gdyż do przerwy było już 3:1 dla gospodarzy.
Pierwszy gol dla Motoru padł w 8 minucie meczu. Strata piłki w środku pola Kacpra Łukasiaka, szybkie podanie do Michała Króla. Léo Borges nie zdążył się dobrze ustawić, pozwolił przeciwnikowi oddać skuteczny strzał. Valentin Cojocaru też w tej sytuacji nie pomógł. Cztery minuty później w doskonałej sytuacji, sam na sam, znalazł się w polu karnym Samuel Mráz, jednak jego strzał był niecelny. Tu już powinno było być 2:0.
W 23 minucie Borges ratuje się faulem, za co dostaje żółtą kartkę. W 28 minucie meczu Samuel Mraz zdobywa drugą bramkę. Nie upilnował go Borges i znów bezradny był Cojocaru.
Pogoń odgryza się jednym trafieniem w 37 minucie autorstwa kapitana, Kamila Grosickiego. Jednak po krótkiej chwili Portowcy zaliczają kolejnego dzwona. Leonárdo Koútris stracił piłkę na lewej stronie boiska. Borges znowu nie zdążył się dobrze ustawić i właściwie zareagować na szybką kontrę. Piłka trafia do Michała Króla i ten pokonał naszego bramkarza w 38 minucie po raz drugi w tym meczu.
Do przerwy 3:1.
Wydaje się, że gorzej być nie może. W szatni musiały paść mocne, żołnierskie słowa, bo gra Portowców po przerwie się zmieniła.
Na boisku zobaczyliśmy też nie tylko zmienników: Wahana Biczachczjana i Rafała Kurzawę, ale też innego ducha Pogoni. Granatowo-bordowi nie mając nic więcej do stracenia, prócz kolejnych bramek oczywiście, rzucili się do ataku, na przeciwnika i chcieli jak najszybciej zacząć odrabiać straty.
Mocno przyspieszyli grę, Motor cofnął się, a Pogoń próbowała akcji oskrzydlających i częściej grała na jeden lub dwa kontakty. Skutkowało to zdobywaną przewagą w środku pola i na skrzydłach, 5 rzutami rożnymi, ale jednak do 62 minuty bramkarz gospodarzy nie dał się zaskoczyć.
A gospodarze mogli nawet strzelić czwartego gola w 58 minucie. Sergi Samper uderzył podcinką piłkę w poprzeczkę. Wreszcie Portowcy dali trochę radości swoim kibicom w 63 minucie. Wahan Biczachczjan wykorzystał swój talent i użył lewej nogi najlepiej, jak potrafił i strzelił gola bezpośrednio z rzutu wolnego z okolic 25 metrów. Bramkarz nie miał szans.
Wydawało się, że jest dużo czasu, że Pogoń dalej będzie naciskać przeciwnika, aby odwrócić losy pojedynku. Goście próbowali, oddawali strzały. Jednak to Mbaye N’Diaye w 75 minucie ustalił wynik meczu na 4:2. Zgubił krycie rywala Borges, a to otworzyło drogę do bramki zawodnikowi gospodarzy. Na boisku zobaczyliśmy jeszcze Alexandra Gorgona, Adriana Przyborka i Jakuba Lisa, Ten ostatni nawet oddał celny i bardzo groźny strzał w końcówce meczu. Kacper Rosa sparował piłkę na bok, dopadł do niej Grosicki, lecz dobił niecelnie z ostrego kąta. Pod koniec doszło jeszcze do szarpaniny pomiędzy zawodnikami i sztabami obu drużyn. Sędzia Łukasz Kuźma z Białegostoku ostudził rozgrzane głowy i obdarował czerwonymi kartkami kierownika zespołu Pogoni i trenera przygotowania fizycznego Motoru.
Po bardzo emocjonującym meczu, obfitującym w sytuacje strzałowe i gole Motor Lublin był skuteczniejszy i tym samym lepszy od szczecińskiej Pogoni i wygrał zasłużenie 4:2.
Co może pomóc Pogoni w tym, aby odnowić wyjazdowe oblicze szczecińskiej Pogoni?
Tym musi zająć się sztab Portowców, bo jak widać na tę chwilę, nikt nie ma pomysłu, ani planu na to, by w końcu ucieszyć i uszanować liczną grupę kibiców Pogoni, która jeździ za swoją drużyną po całej Polsce, nie licząc godzin i lat spędzonych na trasie.
W Lublinie Portowcy znowu zapełnili sektor gości. Byli bardzo dobrze zorganizowani, mieli świetne oprawy, było ich widać i słychać znacznie lepiej niż przegrywających swoje pojedynki piłkarzy w granatowo-bordowych barwach.
Niestety drużyna Pogoni jest wyjazdowym memem, Januszem Ekstraklasy, najgorzej punktującą drużyną w tym sezonie. Portowcy w siedmiu meczach wyjazdowych w lidze zdobyli zaledwie 1 punkt z Zagłębiem Lubin na początku rozgrywek.
Ech, niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził…
Z taką grą nie ma co marzyć o europejskich pucharach. Punktowanie tylko u siebie, to za mało na europejską przygodę. 4 listopada poznamy pary 1/8 Pucharu Polski. Zobaczymy, kogo los Pogoni przydzieli. Niebiosa w Dzień Zaduszny nie były dla nas łaskawe, a Motor był gotowy na szybką, dynamiczną jazdę i rozegrał swoje najlepsze zawody w tym sezonie właśnie z nami.
Po tej porażce tylko możemy czekać na wyniki drużyn środka tabeli i niewykluczone, że szczecinianie staną się właśnie jedną z nich. Czołówka nam zdecydowanie odjeżdża.
8 listopada o 20:30 zagramy u siebie z Radomiakiem, a potem 23 listopada ostatni mecz wyjazdowy tej rundy z Lechią w Gdańsku. Potem jeszcze emocjonujący mecz u siebie z Jagiellonią i Puchar Polski.
Przed przerwą zimową będzie jeszcze rozegrany awansem mecz z rundy wiosennej na wyjeździe z Koroną Kielce. Niewykluczone, że liga nam odjedzie i jedynie pozostanie szansa na europejską przygodę tylko poprzez Puchar Polski, ale aby do tego doszło, trzeba dobrego losowania i cudu nad Odrą, bo na dobrą grę piłkarzy Pogoni ciężko liczyć, choć łudzić się będziemy do końca, bo taka jest natura emocji związanych ze sportem i pomimo wszystko kochamy Pogoń Szczecin, bo to jest Nasz klub, Nasze barwy, Nasza tradycja, Nasza Wiara!
Bo Pogoń to My!
Bramki: Michał Król 8, 38, Samuel Mráz 28, Mbaye N’Diaye 75 – Kamil Grosicki 37, Wahan Biczachczjan 63
Motor: 1. Kacper Rosa – 28. Paweł Stolarski (64, 17. Filip Wójcik), 39. Marek Bartoš, 18. Arkadiusz Najemski, 24. Filip Luberecki (84, 47. Krystian Palacz) – 26. Michał Król (73, 30. Mbaye N’Diaye), 6. Sergi Samper, 68. Bartosz Wolski, 22. Christopher Simon (46, 37. Mathieu Scalet), 77. Piotr Ceglarz – 90. Samuel Mráz (64, 9. Kacper Wełniak).
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 13. Dimítris Keramítsis (46, 22. Wahan Biczachczjan), 23. Benedikt Zech, 4. Léo Borges, 32. Leonárdo Koútris (73, 17. Jakub Lis) – 19. Kacper Łukasiak (73, 10. Adrian Przyborek), 21. João Gamboa (46, 7. Rafał Kurzawa), 8. Fredrik Ulvestad (80, 20. Alexander Gorgon) – 9. Efthýmis Kouloúris, 11. Kamil Grosicki.
Żółte kartki: Samper, Simon, Stolarski – Léo Borges, Grosicki.
Sędziował: Łukasz Kuźma (Białystok).
Widzów: 13 719.
Zdjęcia: Jarosław Koncewicz
Witam, no niestety, tym meczem udowodnili, że nic poza średniactwem i utrzymaniem w lidze w tym sezonie nie będą. A to i tak tylko wtedy jeśli dalej będą wygrywać u siebie. A przecież i to się kiedyś skończy. Nie dla nas Europa w następnym sezonie z takim podejściem…
Europa?????
Nie żartuj sobie…..chyba w innym wcieleniu….
Oni grają topornie i przewidywalnie…. .Nowoczesna piłka wygląda inaczej. I nie potrzeba tu wybitnych znawców czy specjalistów z tej dziedziny, wystarczy tylko popatrzeć na tych największych i najlepszych, dlaczego takimi są.
Dlatego mówię, że na tą chwilę to koniec marzeń a czymś więcej niż średniactwo…
Dobry wieczór Marcin.
Tym razem nic dodać nic ująć.
Zwróciłabym tylko szczególną uwagę na bramkarza …….Mieliśmy zdecydowanie lepszych. Na całą resztę to brakuje słów po prostu.
Wstyd i jeszcze raz wstyd.