Pogoń musi przestać się bać!
Zanim nauczą się, jak mają zdobywać świat.
Czy punkty zdobywane tylko u siebie to granica sił? Więcej w Pogoni Szczecin nie potrafi zdobyć ich nikt?
W sobotni wieczór kibice Pogoni, mieszkańcy Szczecina i okolic mieli twardy orzech do zgryzienia. Co tu zrobić? Oglądać wyjazdowy mecz Portowców w telewizji, czy też może wybrać się na koncert Bajmu i Beaty Kozidrak?
Okazuje się, że na Beatę i zespół Bajm grający na wyjeździe można zawsze liczyć, są w świetnej formie i koncertują, będąc w mistrzowskiej formie, dając olbrzymią radość swoim fanom od pierwszej do ostatniej minuty swojego występu i zawsze są przygotowani do gry do końca, choćby trwało to znacznie dłużej niż 8 czy 9 minut ekstra.
Oni są gotowi dać z siebie wszystko, umiejętności, serce, pełne zaangażowanie za każdym razem i wszędzie, niezależnie czy grają w Szczecinie, Krakowie czy w Warszawie.
Tak się składa, że właśnie w sobotni wieczór wybrałem się na koncert Bajmu, który rozpoczął się tuż po przegranym, wyjazdowym meczu Pogoni Szczecin z Cracovią 2:1. Nie ukrywam, że jestem wielkim fanem zarówno Bajmu, Beaty Kozidrak, jak i Dumy Pomorza i miałem nadzieję wczoraj na 2 wielkie koncerty moich ulubieńców.
Jednak wyszło na to, że jedynie to Beata Kozidrak wraz z zespołem Bajm pokazali mistrzowską klasę i mogliby śmiało wysłać do granatowo-bordowych jasny przekaz. Takie swoje dziesięć przykazań do piłkarzy i sztabu szkoleniowego, by nauczyć ich, jak mają zdobywać świat, że Pogoń musi przestać się bać!
Idąc dalej tym tropem, z piosenką ,,Dziesięć Przykazań” wychodzi na to, że punkty zdobywane u siebie to nasza granica sił i więcej w Pogoni nie potrafi zdobyć już ich nikt?
Zanim Pogoń nauczy się, jak ma zdobywać świat, musi przestać się bać!
I to jest mój przekaz do podopiecznych trenera Roberta Kolendowicza zainspirowany udanym wieczorem z Bajmem i kolejną porażką na wyjeździe, gdzie pierwsza połowa w wykonaniu granatowo-bordowych była znów nie do zaakceptowania.
Gra Portowców była bezzębna, bez wiary, bez odwagi, bez walki, a zaangażowanie pozostawiało wiele do życzenia. Starania Pogoni wyglądały tak, jakby czekali na złoty deszcz i Cracovia skorzystała z okazji i zrobiła swoje. Strzeliła gola, a mogła wykorzystać indolencje i błędy obrony znacznie bardziej efektywnie.
Boisko i warunki do rozgrywania meczu były tak samo ciężkie dla obu zespołów. Świeżo po ulewach, jednak ciężej biegało się naszym piłkarzom. A było tak nie dlatego, że szczecinianie są ciężsi, więksi czy też inne zasady przyciągania ziemskiego ich dotyczą.
Moim zdaniem, zwyczajnie w głowach naszych zawodników wciąż tkwi ciężar wyjazdowego przegrywu i trwa to od przegranego meczu w finale Pucharu Polski. Widać to wyraźnie, że boją się wziąć ciężar odpowiedzialności za grę i wynik od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego każdego meczu wyjazdowego.
Bardzo dużo pracy jest do wykonania w głowach piłkarzy i z całą pewnością psycholog drużyny ma teraz ręce pełne roboty i lepiej niech te działania naprawcze, odnowy mentalnej zostaną jak najszybciej przepracowane, bo inaczej będziemy tracić punkty nawet ze średniakami.
Wydaje się, że Pogoń u siebie i Pogoń na wyjeździe to dwie różne drużyny. Ta pierwsza to showmani, którzy wiedzą, jak przyciągać tłumy kibiców na arenę i swoją grą potrafią porywać do fanatycznego dopingowania, w drugą stronę też to działa, jest symbioza, wszyscy korzystają.
Niestety w meczach wyjazdowych nasi showmani są gdzieś schowani, to jakaś grupa ludzi wystraszonych, bez energii, bez życia, która nie potrafi zjednoczyć się, pozytywnie i ze sportową złością w ramach przepisów nie umieją mocno wejść w mecz.
I znów, aż chcę się zacytować tu inną piosenkę Bajmu: Żal mi tamtych nocy i dni…
W drugiej połowie Portowcy obudzili się do gry, usiedli w końcu na rywalu, stworzyli kilka okazji, z czego jedną zamienili na gola autorstwa Léonardo Borgesa, który wczoraj ratował drużynę kilkukrotnie przed utratą większej ilości goli. Niestety, Cracovia wbiła drugą bramkę pod koniec meczu, a Kacper Łukasiak obejrzał czerwo po drugiej żółtej kartce.
W meczach wyjazdowych potrzebujemy żołnierzy odważnych, co to nie boją się wziąć na swoje barki ryzyka i odpowiedzialności za losy meczu, za wynik. Na razie tego nie widać. I zanim oni nauczą się, jak mają zdobywać świat (komplet punktów na wyjazdach), muszą przestać się bać!
To musi być armia wojowników, taka może nie biała, ale granatowo-bordowa armia, mają chłopaki spodnie, to niech walczą, ich siła to skarb!
I na razie my tego skarbu w Pogoni Szczecin na wyjazdach nie mamy. Ma go za to Beata Kozidrak i zespół Bajm i to jest ta różnica, dlaczego jedni są w mistrzowskiej formie, a inni nie.
PS. Może niech chłopaki w Pogoni zmienią playlistę i w szatni niech zagości na dłużej Biała Armia w wykonaniu zespołu Bajm, a nie Wisły Kraków i niech zaczną walczyć o swoje i nasze marzenia także na wyjazdach!
Walczyć Pogoń Walczyć!
fot. Marcin Zapart, Jarosław Koncewicz, Pogoń Szczecin SA
Z tego co widziałem to panowie przyszli wspierać nasze mistrzynie w turnieju kwalifikacyjnym do Ligi Mistrzów, trener podkreśla na każdej konferencji, że jego celem jest to, aby cała Pogoń była razem. Wyszedł do kibiców, dziennikarzy, dba o pozytywny wizerunek.
Na razie naszym panom brakuje tego naszego charakteru na wyjazdach. Myślę, że praca z psychologiem jest konieczna by ich obudzić i pobudzić przed każdym meczem wyjazdowym.
Fakt jest taki, że zawodowstwo dziś zeszło bardziej na poziom celebrycki niż stricte piłkarski, o wartościach i charakterze nie wspominając wcale.
Jak czasem jak patrzę na tych “nowoczesnych” piłkarzy czy ludzi w ogóle to sam się zastanawiam co poszło nie tak, czy może ja gdzieś stoje zbyt daleko w tyle…Pomyśl gdyby tak liczba tatuaży na ciele mówiła o ilości zdobytych mistrzostw lub jakiś wybitnych osiągnięć…
No ale tacy wybitni zazwyczaj nie uszkadzają sobie ciała i głowy takimi głupstwami. A dzieci patrzą potem na tych wydziaranych piłkarzy i myślą, że to jest cool i też tak będą chcieli. Wolałbym, aby Ci piłkarze swoją grą zmalowali Mistrza Polski i grę w pucharach niż tylko popisywali się coraz mniejszą przestrzenią swojego ciała wolną od tatuaży.
Marcin spostrzeżenia w punkt.
Aczkolwiek ja mecz oglądałam, ale koncertu nie widziałam. Ale wierzę Ci na słowo, że Beata dała radę.
Inne pokolenie.
Wiesz takie przysłowie jest …z niewolnika nie ma pracownika….
Może i tu należałoby się odnieść może w ten sposób? Z tymże …z najemnika nie będzie wojownika…
Nasz charakter dumą jest…To jest kluczowe stwierdzenie. Nasz.
A wiesz może ile trwają treningi tych bohaterów od siedmiu boleści?
Nasze dzieci zasuwają po 1,5 godziny plus granie co weekendowe.
A panowie? Tak z ciekawości pytam, bo nie wiem tego?
Ile przerwy mieli jak kadra grała,ile czasu treningi trwają?
A tak swoją drogą. Kiedyś piłkarze w trampkach grali , po pracy w porcie na treningi przychodzili, nie było fizjoterapeutów, odnów , masaży, psychologów tudzież innych ulepszaczy- wspomagaczy , a przede wszystkim takiej kasy.
I grano. Z sercem grano.
Całkiem nieźle.
A teraz żal na to patrzeć.
Tam nie ma tego żaru, chęci grania, jakby za karę ktoś im kazał tam być.
Za to na eliminacjach LM kobiet młodsza część ekipy ( nie wszyscy ) potrafiła sobie robić podśmiewujki z Pań.
Tylko, że te Panie mają jakieś osiągnięcia, a panowie niestety nie.
Brak szacunku i arogancja w stosunku do Pań cienizna przy swoich tak dużych deficytach.
Niech i Panowie pokażą w końcu na co ich stać.
Wszakże prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie zaczyna.
Więc czasu jeszcze trochę jest żeby coś sobą zaprezentować.
Ale czy zostanie on we właściwy sposób wykorzystany to już inne pytanie i się okaże…