Zarobki, rynek, stan reprezentacji i ligi, czyli jak wygląda piłka nożna kobiet w Polsce
Reprezentacja Polski kobiet awansowała w grudniu do Dywizji A Ligi Narodów zdobywając w starciach z Serbią, Grecją i Ukrainą 16 punktów na 18 możliwych. To dobry punkt wyjścia do sprawdzenia, jak w Polsce naprawdę wygląda piłka nożna kobiet. – pisze Przemysław Langier z portalu Goal.pl, który przygotował szczegółowy artykuł na temat kobiecej piłki nożnej. W nim znalazł się m.in. wywiad z zawodniczką kobiecej Pogoni Szczecin Weroniką Szymaszek:
Piłka nożna kobiet w Polsce
Do pisania tego tekstu przystępowałem bez żadnej tezy. Miałem jedynie świadomość, że reprezentacja Polski kobiet wywalczyła w ostatnim czasie awans do Dywizji A Ligi Narodów, co stanowi bezpośredni przedsionek finałów Euro 2025, gdyż każdy zespół grający na tym poziomie rozgrywkowym ma zapewnione co najmniej baraże (jedyną alternatywą jest bezpośredni awans). Ale nie miałem pojęcia o niczym więcej. Nie wiedziałem, czy piłka kobiet w Polsce kwitnie, czy jest w stagnacji. Czy może przynosić profity. Czy piłkarki są w stanie żyć jedynie z uprawiania piłki nożnej. W jakim stanie jest kobieca liga.
Sukces, a tak umownie nazwijmy awans do Dywizji A, jest często wypadkową wcześniej podjętych działań, ale bywa także płaszczykiem, pod którym można ukryć realny stan. Dlatego postanowiłem sprawdzić, jak to wygląda w Polsce.
Gdy na platformie X (dawny Twitter) opublikowałem informację, że planuję wkrótce opisać piłkę kobiecą w Polsce, otrzymałem mnóstwo prywatnych wiadomości. Jeden ze znanych w środowisku piłkarskim marketingowców napisał (pisownia oryginalna): Niecierpliwie czekam na artykuł o kobiecej piłce. Ta dyscyplina ma mega potencjał. I dużo biznesu chce się w to włączyć – tylko nikt póki co nie ma pomysłu – jak. Były przymiarki, ale moim zdaniem zacznie się więcej w przyszłym roku dziać. Od wiosny.
Ale były też i wiadomości od ludzi zajmujących się piłką nożną kobiet w małych ośrodkach. Dużo wiadomości. Sprowadzające się właściwie do jednego: w przypadku niewielkich klubów ta dyscyplina jest piątym kołem u wozu. To jakby potwierdzało tezę, która padnie w tym artykule z wielu ust: że nie uda się zbudować silnej piłki nożnej kobiet w Polsce bez zaangażowania dużych klubów znanych z piłki męskiej. A budować warto, bo globalnie ten sport będzie niedługo miał szansę na dofinansowanie, o jakim do niedawna mógł pomarzyć. W 2027 roku mają wejść w życie regulacje FIFA zrównujące premie za awans na mistrzostwa świata dla kobiet i mężczyzn. Mowa o ogromnych pieniądzach, bo przecież za wygranie barażów ze Szwecją w walce o Katar, PZPN otrzymał 11,5 mln dolarów. UEFA, wciąż traktująca piłkę kobiecą trochę po macoszemu, także powoli zmienia podejście. – Niedługo dla federacji, które nie dbały o futbol kobiet, spychanie jej na margines stanie się nieopłacalne – powie mi Grzegorz Stefanowicz, dyrektor Departamentu Piłkarstwa Kobiecego PZPN.
450 polskich piłkarek. Z tego grona czerpie reprezentacja
Na początek kilka wymownych danych. W Polsce zarejestrowanych jest 26 tys. piłkarek (dla porównania – 400 tys. piłkarzy). Ale tylko 4 tys. z nich to zawodniczki pełnoletnie. Tylko 3 tys. to piłkarki powyżej 20. roku życia. Zaledwie 450 z nich ma podpisany profesjonalny kontrakt. I to jest grono, z którego czerpie reprezentacja 40-milionowego kraju.
Równie wymowne jest finansowanie damskiej piłki nożnej. Roczny budżet na cały futbol kobiet to 20 mln zł. Dla porównania, budżet męskiego programu Pro Junior System to ok. 30 mln zł. A mówimy wyłącznie o jednym z wielu elementów tortu, jaki jest do podziału na futbol męski. Kolejne porównanie: zdobycie mistrzostwa Polski kobiet od niedawna jest warte 300 tys. zł. Więcej, bo 400 tys. zł, otrzymają po cztery kluby z III ligi, które wygrają w swoich grupach rywalizację w PJS – zatem nawet nie są to pieniądze za ich sukces sportowy, lecz za odpowiednio częste granie młodymi piłkarzami. 400 tys. zł to też nagroda za zwycięstwo w rozgrywkach kobiecego Pucharu Polski. To akurat bardzo wysoka nagroda na tle Europy oraz efekt wejścia Orlenu. Jeszcze niedawno klub wygrywający to trofeum mógł liczyć na 35 tys. zł. Nie trzeba być genialnym matematykiem, by szybko przekalkulować, że trudno o duży rozwój działając w takich realiach finansowych.
Oczywiście ma to swoje biznesowe i rynkowe uzasadnienie, bo piłka męska spienięża się nieporównywalnie lepiej od kobiecej. Zwłaszcza w Polsce, gdzie nawet jeśli zainteresowanie się zwiększa, wciąż jest znikome. Mecze lidera Ekstraligi, Pogoni Szczecin, z trybun śledzi 400-500 widzów, co jest liczbą wysoką jak na standardy tej ligi. Przez lata żadna telewizja nie była też zainteresowania pozyskaniem praw do transmitowania spotkań. Dopiero teraz nieśmiało zaczyna to robić TVP, choć skala przy porównaniu z pokazywaniem piłki męskiej jest mniej więcej taka, jak przy finansowaniu.
Polska piłka kobieca walczy jednak o przestrzeń dla siebie i wcale ta walka nie wygląda najgorzej. 20 mln zł w budżecie to – według raportów UEFA – niemal dokładnie średnia europejska jakby potwierdzająca nasze miejsce w szeregu. Lepsi wydają więcej, słabsi mniej, jednak te dane bledną w przyrównaniu do potęg. Szwedzka federacja takie pieniądze na piłkę kobiet przeznaczała już w 2013 roku i pod względem nakładów dawało jej to dopiero piąte miejsce (za liderującą Anglią – 60 mln zł, Francją, Niemcami i Norwegią). Polska w tamtych czasach wydawała na damski futbol ok. 3 mln zł rocznie. Od tego czasu znacząco zmieniła się wartość pieniądza, w ostatnich latach zmagamy się z wysoką inflacją, jednak siedmiokrotny wzrost nakładów nie tylko te czynniki równoważy, ale znacznie przebija. Wtedy przeciętne wynagrodzenie w Polsce wynosiło ok. 4 tys. zł., podczas gdy na koniec roku 2022 było to 6,3 tys. zł. Mówimy zatem o lekko ponad półtorakrotnym wzroście płac przy niemal siedmiokrotnym wzroście środków na futbol kobiet.
Wzrosty nie przełożyły się jednak na premie dla reprezentacji za wygranie Dywizji B Ligi Narodów. Z tego, co słyszę, nasze zawodniczki otrzymały… po dyplomie i upominku wyciągniętym z magazynu PZPN. Między innymi dlatego, że UEFA również nie przyznała premii, a także nie określiła póki co żadnych bonusów za awans na Euro 2025, więc związek, póki sam nie otrzymał obietnic, nie chce nic obiecywać. Ale szczegółowo o zarobkach w piłce kobiet będzie później.
Polska idzie, Europa biegnie
Oceniając polską ligę, można rozbić ją na dwa czynniki – sportowy i organizacyjny. Ten drugi faktycznie z roku na rok wygląda okazalej. Pierwszy – niekoniecznie. Co sezon trwa exodus najlepszych piłkarek. Na gorsze zmieniają się też transfery do ligi, bo o ile jeszcze kilka lat temu niezłe, jakościowe zawodniczki przychodziły do Polski, tak teraz już nie chcą.
Rafał Kaszyński to agent działający na rynku kobiet. Robił transfery Aleksandry Sikory do Brescii, potem do Juventusu, Katarzyny Daleszczyk do Brescii i do Sassuolo, Pauliny Dudek do Paris Saint-Germain, Emilii Zdunek do Sevilli, Oliwii Szymczak do Feyenoordu, Weroniki Kaczor do Norymbergii, przedłużał kontrakt Weroniki Zawistowskiej z Bayernem. Teraz mówi: – W całej Europie pensje co rok idą w górę, podobnie jak jakość bazy treningowej, i dotyczy to też polskiej piłki.
– Czyli rozwijamy się? – pytam.
– Tak, choć powiedziałbym w ten sposób: my się rozwijamy, idziemy w górę. Natomiast Europa biegnie. Zapierdziela. Mówiąc wprost: u nas jest coraz lepiej, a dystans i tak się zwiększa.
Widać to na przykład po eliminacjach Ligi Mistrzyń. Kilka lat temu Medyk Konin mógł konkurować z Brescią, ówczesnym wicemistrzem Włoch (6:6 w dwumeczu w fazie pucharowej, porażka przez zasadę goli wyjazdowych). Innym razem Górnik Łęczna przetrwał w tych rozgrywkach do grudnia, gdzie miał okazję zmierzyć się z wielkim Paris Saint-Germain (choć dwukrotnie przegrał, 1:6 i 0:2). Ostatnio nasz mistrz GKS Katowice zagrał z Anderlechtem nie będącym żadną europejską potęgą, i skończyło się na 0:5, gdzie Belgijki w następnej rundzie przyjęły wynik 0:3 od ekipy z norweskiego Bergen.
Zresztą Anderlecht jest świetnym papierkiem lakmusowym dla naszych mistrzów. I dla zobrazowania, jak mimo profesjonalizacji piłki kobiecej w Polsce i zwiększania na nią nakładów, zwiększa się odległość, jaka nas dzieli od Europy. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat, ekipa w fioletowych barwach trzykrotnie była rywalem naszych drużyn w Lidze Mistrzyń. Najpierw bezpośredni mecz z nią wygrał Górnik Łęczna, zresztą w fazie grupowej LM. Rok temu SMS Łódź przegrał po walce 2:3. A teraz wspomniany wcześniej GKS został brutalnie rozbity.
Kaszyński: – Poziom ligi nie rozwija się tak szybko, jak w Europie. Jeszcze kilka lat temu czołowe zawodniczki mogły bezpośrednio z Ekstraligi wyjechać do Sevilli, Juventusu, PSG. A teraz Weronika Kaczor, która była czołową pomocniczką Górnika Łęczna, wyjechała wprawdzie do drużyny gwarantującej solidny rozwój, ale będącej jednak beniaminkiem Bundesligi. Druga nasza czołowa “dziesiątka” z ligi, Klaudia Lefeld, związała się z Grasshoppers Zurych. Ocena polskiej ligi przez kluby zachodnie, z roku na rok jest coraz słabsza.
Nawet jeśli sama w sobie się profesjonalizuje. Bo było dużo gorzej. Unia Racibórz wygrywała mistrzostwo Polski, grała w Lidze Mistrzyń, ale bez wsparcia nie miała szans przetrwać na dłuższą metę. Klub tworzyli pasjonaci, którzy inwestowali własne środki, nie mając żadnych szans na ich odzyskanie. Piłka kobieca właściwie nie istniała, nie było żadnego zainteresowania sponsorów. Standardem było tworzenie jej w amatorskich warunkach. Telefonem do klubu był telefon do prezesa. Adres klubu? Mieszkanie prywatne prezesa. Dziś amatorstwo zastępowane jest powoli przez działania profesjonalne. Liga nie jest w pełni zawodowa, ale jak słyszymy od naszych rozmówców, śmiało można zakładać, że połowa z dwunastu zespołów występujących na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce, zapewnia możliwość skupienia się wyłącznie na graniu.
Choć bywa różnie. Jeszcze raz Rafał Kaszyński: – Wyjeżdżając za granicę, często mamy do czynienia z piłkarkami z niedoleczonymi kontuzjami. Niestety bierze się to z tego, że często w Polsce kluby nie wykazują się cierpliwością przy leczeniu czołowych zawodniczek. Za szybko chcą, by dziewczyna zagrała i później się robi problem. To nawet nie jest zarzut do polskich klubów, tylko rzecz, nad którą trzeba popracować. I tak pod tym względem jest gigantyczna różnica, jeśli porównamy obecny stan rzeczy i taki sprzed 10 lat.
Weronika Szymaszek, kapitan Pogoni Szczecin, lidera Ekstraligi, opowiada historię z przeszłości: – Za czasów Olimpii Szczecin na mecze jeździłyśmy pociągami, ale to jeszcze pół biedy. Gorzej, gdy miałyśmy wyjazd na przykład do Żywca. Pamiętam, że wracając wysiadłyśmy w Katowicach na przesiadkę, pociągi się sporo opóźniały, a my musiałyśmy w samych kurtkach spać na ziemi. W tamtych czasach uznawałam to za normę, nie zwracałam uwagi, że śpimy po dworcach. Ale z dzisiejszej perspektywy jak o tym myślę, to aż trudno uwierzyć, ile serca w to wkładałyśmy. Dziś większość klubów jeździ autokarami, choć i one są na różnym poziomie. Z tego, co wiem, Medyk Konin jeszcze niedawno przemieszczał się małym busem, gdzie dziewczynom nie zawsze kolana mieściły się między siedzeniami. Nie wiem, czy dla klubów, które nie połączą się z dużymi klubami męskimi, będzie niedługo ratunek.
Bycie piłkarką w Polsce jest atrakcyjne, ale pod warunkiem
Co myślisz, gdy słyszysz hasło: stan piłki nożnej kobiet w Polsce – pytam Weronikę.
Na pewno rozwój, ale mam z tyłu głowy, jak wiele nam wciąż brakuje do tego, jak to wygląda zagranicą. Dobre jest to, że coraz więcej znanych klubów angażuje się w piłkę kobiet. Powstają sekcje przy znanych markach, co jest sporym przełomem. To jest jedyna droga na następnych powiedzmy 10 lat.
Bycie piłkarką w Polsce jest atrakcyjne?
Bycie piłkarką Pogoni jest atrakcyjne. Marka w piłce nożnej kobiet robi bardzo dużo. Będąc zawodniczką Pogoni mam spore przywileje. Mogę korzystać ze świetnej infrastruktury, z tej samej odnowy, co piłkarze, robić testy, wszystko jest na wysokim poziomie. Atrakcyjne jest też to, że mogę zagrać na głównej płycie, jak przy okazji meczu charytatywnego dla trenera Dymkowskiego. Mam świadomość, że nie każda piłkarka dostanie szansę na przeżycie czegoś takiego. Z roku na rok w Pogoni idzie ku lepszemu, choć wiem, że nie wszędzie jest tak kolorowo. Dużo też się mówi, że ucieka się z Ekstraligi. Że straciła swój poziom, bo najlepsze piłkarki wyjeżdżają zagranicę. Nie wszędzie jest kolorowo, nie wszędzie bycie piłkarką to prestiż.
Jak zmienia się poziom Ekstraligi?
Jeszcze niedawno były czasy, gdy liga była totalnie rozwarstwiona. Pierwsze trzy zespoły potrafiły odskoczyć na 15 punktów. W tych pozostałych klubach mówiło się, że gramy ligę o 4. miejsce. Jeszcze za czasów gry w Olimpii Szczecin, przyjechał do nas Medyk Konin, i wygrał 10:0. Ale to się zmieniło, dziś ostatnia drużyna ma szansę ugrać punkty na pierwszej, a sam Medyk jest aktualnie w strefie spadkowej. Same powołania do kadry też mówią wiele – z Ekstraligi są w niej trzy-cztery dziewczyny. Talenty szybko wyjeżdżają zagranicę.
Aktualnie wracasz do zdrowia po zerwaniu więzadeł. Nie masz na głowie finansowania swojego leczenia?
Nie. W 100 proc. mam z tym spokój. Mam opiekę od A do Z, a po zerwaniu więzadeł mówimy o siedmiu miesiącach przerwy. Mogłam w tym czasie skupić się tylko na rehabilitacji. Nie zawsze tak to wygląda. Piłkarki robią zbiórki na operacje, bo nie mają innego wyjścia. Ja nie wyobrażam sobie, bym miała walczyć o opiekę, która należy mi się jako zawodniczce.
I faktycznie – wśród prywatnych wiadomości, jakie otrzymałem na platformie X, była też taka opisująca historię Elin Lindstrom, piłkarki grającej w I-ligowej Resovii. Po zerwaniu więzadeł musiała uruchomić zbiórkę pieniędzy, by sfinansować operację. Cel ustanowiono na 10 tys. zł. Zebrano 471 zł.
Cały artykuł możecie przeczytać klikając tutaj.
źródło: Goal.pl
Redaktor/dziennikarz w PortowaDuma.pl
Kibic Pogoni Szczecin, pasjonat piłki nożnej.
Komentarze
Zarobki, rynek, stan reprezentacji i ligi, czyli jak wygląda piłka nożna kobiet w Polsce — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>