Katarzyna Siedlecka – Jak zostałam zwykłym kibicem Pogoni Szczecin
Kibicem Pogoni Szczecin był Marcin, mój chłopak ze szkolnych lat. Przystojny rok młodszy i wyższy ode mnie. Marcin był dla mnie oazą ciszy, spokoju i zrozumienia. Temat Pogoni dotyczył mnie tylko wtedy, gdy widziałam jak wychodził z domu w środy i weekendy strojąc się w barwy od samego rana z pieśnią na ustach. Na tamte dziewięćdziesiąte lata nie zadawałam Marcinowi szczegółowych pytań typu; jak się kibicowało? Uważałam, że to jest jego męska sprawa. Po dwóch latach naszego bycia razem przyszedł środek lata roku 1994/95 i rozstaliśmy się przez osoby trzecie. Ogarnęła nas wtedy emocja szoku, było nam trudno o tym rozmawiać. Pamiętam jak wyszłam z jego domu ostatni raz i szłam chodnikiem do swojego bloku i w pewnym momencie poczułam emocje rozgoryczonej pustki wewnętrznej i niepokojącą lekkość ciała lub duszy jakbym unosiła się wysoko nad ziemią tracąc poczucie gruntu pod stopami. Popatrzyłam przez prawe ramie na miasto ze Wzgórza Arkońskiego i pomyślałam sobie; Katarzyna przestań panikować, wszystko będzie dobrze, lecz nie dziś, wrócisz do tego tematu lecz za kilka lat, żeby to przegadać na spokojnie. Bywały sytuacje, ze mijaliśmy się na dzielnicy z ograniczeniem do szarmanckiego przywitania się. Minęły lata szkolne i zaczęłam pracować, minęły następne dwa i poznałam mężczyznę tworzyłam rodzinę.
To był trudny związek. Bywały momenty, że byłam samotną matką. Wynajęłam mieszkanie i spotkałam się z Marcinem mając nadzieje, że dokończymy nasz temat porzucony na rozstaju dróg, lecz nie przyszedł sam, był w towarzystwie kolegów o liczebności sektora Gniazdowego, oczywiście przytaczam tu sektor z humorem. Mam przeczucie intuicyjne, że co niektóre osoby były przyszłymi wokalistami kończącymi Studia Muzyczne. Oczywiście rozmowa toczyła się z pominięciem tej najważniejszej dla mnie, gdyż było za dużo świadków.
Minęło kilka miesięcy i wyszłam za mąż za ojca mojego dziecka, zajęłam się rodziną i domem. Między czasie rozgrywały się mecze Euro 2012, pamiętam jak łzy same leciały mi po twarzy, gdy Polska odpadła podczas trzeciego mecze. Stety lub niestety małżeństwo skończyło się rozwodem.
Jak to w jednym mieście bywa dotarłam do przyjaciół dzięki którym zadzwoniłam międzynarodowo do Marcina i tym razem zaczęły się mozolne rozmowy przez około cztery miesiące bez zrozumienia oraz z barierą granic, wszelka niemoc osobistego kontaktu. Jedyne co Marcin mógł w tedy zrobić dla mnie najefektywniejszego to były te słowa- ’ Kaśka mimo tego, że masz u mnie zielone światło, to wyobraź sobie, że ja nie żyje.’
Ze dwa tygodnie miałam schowaną gardę, aż w między czasie , wieczorem we wiadomościach usłyszałam, że Pogoń wróciła do Ekstraklasy.
Zaczęłam życie singielki na 100% I pomyślałam, że gdy pójdę na mecz Polskiej Piłki Nożnej i dostanę cegłą w łeb. Jednak to przyniosło moje nieoczekiwane rezultaty.
POGOŃ SZCZECIN – ZAWISZA BYDGOSZCZ, czytam tą zapowiedź w pracy czyli w szpitalu. Na drugi dzień koleżanka przyniosła mi breloczek i powiedziała, że niebawem Pogoń podejmie Legię Warszawa i jak chcę iść na mecz to obok stadionu na końcu ulicy Mieczysława Karłowicza za bramą po lewej stronie w kasie kupię bilet za 10 złotych na sektor trzynasty oraz wyrobie kartę wstępu kibica za 10 złotych.
Pogoń podejmowała Legie, na mecz ubrałam się na biało z zielonymi ozdobami. Znajomi z Osiedla zdziwili się, gdy wcześniej pytałam ich o najlepsze barwy wtapiające mnie w tłum. Moje emocje były z nastawieniem ’ SAMI PRZECIWKO WSZYSTKIM.’ Pojechałam taryfą bo nigdy nie byłam na tym stadionie, a za dziecka z opowiastki mojego ojca nic nie pamiętam jak Pogoń grała z Fc Köln,. Wysiadłam przy ulicy Adama Mickiewicza i na trasie ulicy Mieczysława Karłowicza spotkałam kilku kolegów z mojego osiedla, zaskoczonych pozytywnie moją obecnością.
Szalik zgodowy zakupiłam w budce na terenie stadionu i zaczęłam kibicować wspólnie ze znajomymi. Zaczęła się druga połowa i lekko się uśmiechnęłam, pomyślałam no kurczę ja myślałam, że będę tu sama a przecież ten ogromny stadion jest wypełniony ponad dziesięcioma tysiącami kibiców. Ludzie na trybunach byli tacy radośni. Mecz się skończył, pomyślałam sobie, było okey, dostanę cegłą w łeb. I tak myślałam przez cztery lata no i naszło mnie takie olśnienie, przecież to jest Ekstraklasa więc nie liga ani klasa lat dziewięćdziesiątych. Zaczęłam się cieszyć stadionowym klimatem, poczułam się bezpieczna. Jako singielka na portalu społecznościowym poznałam Pawła z Gryfina z poprzedzającą datą meczu Legia – Pogoń i na zupełnym spontanie umówiliśmy się na ten wyjazd. Prawie mamy wysiadać na PKP Warszawa Centralna i zadzwonił do mnie Legionista Wojtas poznany przeze mnie około cztery lata temu w internecie. Ponieważ odbierał mnie z pociągu spytał w jakiej liczebności jadę i za poradą Pawła odpowiedziałam – jest nas osiem tysięcy. Wojtek odpowiedział – aha to ja czekam.
Na telefonach przy dworcu namierzaliśmy się godzinę i wreszcie z dali idzie Wojtek z barwami ku górze i oko w oko mówi do mnie tak – Legia Warszawa Wita Pogoń Szczecin.
Uśmiechnęłam się z dumą i odpowiadam po trzydziestu sekundach – Pogoń Szczecin Wita Legię Warszawa. Wszystko było dobrze. Spacerowaliśmy z Wojtkiem po Warszawie we troje, zaszliśmy nawet do Źródełka Legionistów na malutkie piwko przed meczem. Oczywiście ja w barwach Pogoni z Gryfem na koszulce dosiedliśmy się do Piotra zapoznanego trzydzieści minut wcześniej na podmiejskim przystanku autobusowym. Po krótkiej rozmowie przy stole Piotr z Wojtkiem odprowadzili mnie i Pawła pod bramę gości Miejskiego Stadionu Legii Warszawa, przeszliśmy normalnie spokojnym krokiem całe Gniazdo Szerszeni dnia 12.05.2019.
Ten mecz zakończył się remisem 1 – 1. Mój drugi mecz wyjazdowy zaczynał pierwszą kolejkę Ekstraklasy w Warszawie z wynikiem Legia 1 – 3 Pogoń dla nas Paprykarzy to była wygrana po trzydziesty sześciu latach przy ulicy Łazienkowskiej. Paweł przedstawił mnie kolegom z Gryfina, którzy okazali się moja świetną, zaufaną Ekipą Wyjazdową.
Podsumowując na tą chwile wyszło na to, że po pierwszym mężu mam kochanego i wspaniałego syna, po pierwszym chłopaku mam kochaną Pogoń i nie wiem co jeszcze pierwszego przyniesie mi życie.
Krzysztof z Niebuszewa spytał mnie w przerwie meczu na terenie Stadionu imienia Floriana Krygiera – „Katarzyna a Ty jeździsz na wyjazdy z EG. a dlaczego nie ze mną ? Odpowiedziałam, że z EG. jest mi wygodnie, to są moi bracia po szalu oni akceptują, że w swojej wataszce maja kobietę, siostrę po szalu. Muszę przemierzać kilometry z Pogonią bo jest moją kochaną”.
Krzysztof odpowiedział mi tak – „Dodrze, dobrze Katarzyna zakochałaś się w Pogoni, ale pamiętaj, że to nie Ty ją pokochałaś tylko ona pozyskała Ciebie.„
O mój MKS-ie – ja kocham Cię! Inni Cię zdradzili – Lecha polubili ale ja nie. A jak ktoś mnie nazwie, Ty szczeciński psie… W mordę leję chama, Pogoń ukochana – ja kocham Cię! x2..
Pierwszy raz usłyszałam tą przyśpiewką na live i gardło mi wpadło w imadło. Gniazdowy śpiewał wyraźnym szeptem przez szczekaczkę, co dawało rozdźwięk jak cały sektor dwunasty to powtórzył głośno, aż echo poszło w miasto. Moja twarz zrobiła się bordowa, emocje ścisnęły mi szczękę, głęboki żal w oczach i moje osobiste zdziwienie mocy stadionowej, która mnie przyblokowała tak mocno, że na kolejnych trzech spotkaniach mimo odległości miesięcznego czasu nie byłam w stanie tej przyśpiewki powtórzyć nawet z 'automatu.’ Nie sądziłam, że ogarną mnie prywatne emocje.
Nie było miłości na siłę, nie ma i nigdy nie będzie, bo każdy z nas jest wolnym człowiekiem, wolnego wyboru.
Katarzyna ze Szczecina z Rodu Gryfa tak jak wiele innych Kasiek.
Komentarze
Katarzyna Siedlecka – Jak zostałam zwykłym kibicem Pogoni Szczecin — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>