Radek Biliński – “Gdyby nie Pogoń, pewnie do dziś siedziałbym we Włoszech”
Nawet nie wiem czy się cieszyć, czy współczuć. Z jednej strony kocham Włochy – to był mój raj na ziemi i zapewne, gdyby nie pewne życiowe sytuacje tak jak powiedział Radek, siedziałabym dzisiaj we Włoszech. Teraz ciesze się, że mnie tam nie ma….właśnie teraz.
Radosław Biliński zaliczył 111 oficjalnych meczów na szczeblu centralnym plus kilkadziesiąt w IV lidze. Urodził się w 1972 roku. Pochodzi z Mieszkowic. W Pogoni grał w latach 1991-92, 1994, 2001-04 oraz 2007-09. Z klubem wywalczył awans do ekstraklasy (2004), ale także II ligi zachodniej (2008) i I ligi (2009) w czasach odbudowy.
Do Pogoni trafiłem w 1987 roku za sprawą trenera Włodzimierza Obsta. Podobnie jak wielu chłopaków z regionu, którzy dostali się do klubu, zostałem zaproszony na testy. Pogoń rozesłała wówczas informację po szkołach, że zaprasza wytypowanych przez nauczycieli i trenerów najzdolniejszych chłopców do spróbowania swoich sił w Szczecinie. Na testy przyjechałem wraz z kilkoma kolegami z Mieszkowic. Zagraliśmy w sparingach i tak się zaczęła moja przygoda. To był koniec podstawówki. W Liceum nr 8 była organizowana klasa sportowa, do której trafiłem.
Nie zapomnę swojego chrztu w Pogoni na obozie za trenera Jerzego Kasalika. Musiałem coś przygotować na szybko, więc napisałem wiersz na specjalnym papierze, który pożyczyłem od kolegi piszącego listy do dziewczyny. Napisałem między innymi takie wersy: „Jest też i Boguś, Bebeto zwany, czarodziej rezerw, mistrz motywacji, gdyby nagrody za kity dawali, byłby trenerem reprezentacji.” Wszyscy wtedy pospadali z krzeseł! Naprawdę było wesoło.
***
Często ćwiczyliśmy na piasku, ale nikomu to nie przeszkadzało. Jako młodzi chłopcy wręcz frunęliśmy na te górne boiska, żeby trenować. Po zajęciach czekała na nas herbatka w wielkim wojskowym termosie, którą przygotowywała dla nas pani Helenka i to nam wystarczało. Ćwiczyliśmy w wojskowych dresach, które zakładało się przez głowę. Do tego spodnie na gumkach i korkotrampki. Mieliśmy zielone i czarne stroje. Te czarne były uznawane za lepsze. Problem pojawiał się, kiedy kibice prosili nas o koszulki. Kierownik w takich sytuacjach robił się blady, bo nie miał skąd wziąć dla nas nowych strojów. Przez długi czas, także po powrocie z pierwszego wypożyczenia do Błękitnych Stargard, mówiono mi, że mam papiery na granie. Nie szło to jednak w parze z zaufaniem ze strony trenerów. To też jest ciekawe, że do 1994 roku, kiedy odszedłem do Wronek, z Pogonią nie miałem podpisanej żadnej umowy. W obecnych czasach to jest nie do pomyślenia.
***
Zawsze miałem takie podejście, że do Szczecina mógłbym wrócić na piechotę. Cały czas coś mnie tutaj ciągnęło i wracałem raz za razem do Pogoni. Po siedmiu latach gry w Amice Wronki znów zdecydowałem się na powrót. To był czas, w którym ustępował Sabri Bekdas, a klub przejmował Les Gondor. Jestem Portowcem, ale uważam, że ten powrót był moim błędem. W klubie panowało kompletne wariactwo, zwłaszcza w porównaniu do Wronek, gdzie niczego nam nie brakowało. Gra w Amice pozwoliła mi odłożyć trochę pieniędzy, dlatego miałem za co żyć. W Pogoni zaczęły się problemy finansowe i klub nie płacił przez kilka miesięcy. Wtedy pomyślałem sobie, że sytuacja jeszcze się unormuje. Kiedy minął rok, odkąd nie otrzymałem wypłaty, zacząłem się denerwować. Wcześniej podpisaliśmy jednak ugodę i czekaliśmy na pieniądze z praw transmisyjnych od Canal+. Kluby zawsze się na to powoływały. Wyszło tak, że miałem dwuletni kontrakt i dostałem pierwszą pensję, a później nie otrzymałem żadnych pieniędzy, aż do spadku z I ligi. W historii Pogoni było wiele okresów, w których bywało źle w klubie, ale tutaj zawsze była rodzinna atmosfera. Wszyscy się ze sobą trzymali i potwierdza to fakt, że zawodnicy z zewnątrz chcieli zostawać w Szczecinie.
***
Zawsze byłem częścią ekipy wesołków w szatni, ale nigdy nie byłem w pierwszym szeregu do robienia żartów. Było dużo dobrego humoru, czy to za sprawą Wieśka Latały, czy Wojtka Tomasiewicza, ale trenera Baniaka pod tym względem nikt nie pobije. On podjął się próby wywalczenia powrotu Pogoni do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pamiętam, że dojechałem wtedy na obóz do Dębicy, gdzie przewinęło się wielu zawodników. Budowano nową drużynę, a prezesa Antoniego Ptaka było stać, żeby sprowadzić różnych piłkarzy. Menadżerowie podpowiadali, by dać szansę ich podopiecznym, ale z czasem ci chłopcy się wykruszali i wykształtował się nowy skład Pogoni. Była to mieszanka różnych osobowości. Z innego środowiska i innej mentalności byli przede wszystkim Brazylijczycy. Potrafili do wszystkiego podchodzić na luzie. Większość z nich nie miała umiejętności piłkarskich. Okazało się, że masowe ich sprowadzanie nie było dobrym eksperymentem. Po awansie do ekstraklasy nie dostałem propozycji nowego kontraktu. Wtedy mój znajomy wytransferował mnie do Włoch.
***
Pewnie siedziałbym tam do dziś, gdyby nie Pogoń, która po raz kolejny się odbudowywała. Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a ja to zrobiłem nie raz i nie dwa. Zawsze czułem, że to jest mój klub. Każdy z tych, którzy przyłożyli się do odbudowy Pogoni, miał wpływ na mój powrót. We Włoszech spędzałem 10 miesięcy, a na dwa kolejne wracałem do Polski. Gdy tam kończył się sezon, to nie było treningów, mieliśmy wolne. Tak też było w 2007 roku. Wszystkie swoje rzeczy zostawiłem tam i przyjechałem do Szczecina na wakacje. Miałem dogadany nowy klub we Włoszech, z którym miałem przygotowywać się do sezonu, ale do niego nie trafiłem. Przekonano mnie, że wspólnie stopniowo odbudujemy Pogoń. Na początku panował spory chaos organizacyjny, bo nie wiadomo było czy rozpoczniemy sezon w II lidze, czy przystąpimy do rozgrywek czwartoligowych. Bardzo długo trwały przymiarki do gry właśnie w II lidze. Wtedy nie było jeszcze nowej szatni. Mieliśmy przeciętne warunki, ale nigdy nie patrzyliśmy na takie niedogodności. Kiedy okazało się, że będziemy grać w IV lidze, to kilku zawodników zrezygnowało z kontraktu. W szatni było natomiast sporo młodych chłopaków, którzy wchodzili do Pogoni. Możliwość gry w tym klubie ich nakręcała. Gdyby to była II liga, to wielu z nich nie dostałoby szansy. W IV lidze mieli okazję, żeby się pokazać i zrobić krok do przodu. Chłopcy sami się motywowali, nie trzeba było ich dodatkowo pompować. Byłem dla nich panem piłkarzem, więc na początku się do mnie czaili, obserwowali, co robię, ale tak to już jest.
***
Kibice z kolei zobaczyli, że budujemy tutaj coś naszego, szczecińskiego. Żaden sztuczny twór, tylko nasza Pogoń budowana od zera i coś z tego w przyszłości będzie. Właśnie dlatego mogliśmy liczyć na ich wsparcie. Po rundzie jesiennej byliśmy liderem, a mimo to postanowiono pożegnać się z trenerem Marcinem Kaczmarkiem. Wówczas na tym stanowisku zastąpił go Mariusz Kuras. Chciano w ten sposób wprowadzić do zespołu kolejny szczeciński akcent, bo przecież Mariusz jest stąd. Nie wiem, czy to był dobry moment na zmianę szkoleniowca i czy w ogóle jest na to dobry czas. Z Mariuszem i Marcinem wcześniej dzieliłem jedną szatnię, ale nie było to dla mnie później problemem. Dla mnie szkoleniowiec, choćby był moim najlepszym kolegą, to w czasie pracy zawsze będzie trenerem i pewne zasady trzeba zachować.
***
Gdy jechaliśmy na mecz gdzieś do małej miejscowości, to miejscowi mieli swoje święto. Kibice chcieli zobaczyć nas, ale też wspierali swoje drużyny. Czasem się nasłuchaliśmy… Taki jest folklor w niższych ligach. Sporo meczów, które mieliśmy rozgrywać na wyjeździe, graliśmy przy Twardowskiego, bo klub przeciwny nie chciał mieć nagle najazdu kibiców w swoim miasteczku. Po Mariuszu naszym trenerem, już w II lidze, został Piotr Mandrysz, z którym zrobiliśmy kolejny awans. Byliśmy na to przygotowani, była to naturalna kolej rzeczy. Niestety moje koleje losu tak się toczyły, że znów przyczyniłem się w jakimś stopniu do awansu i nie otrzymałem propozycji nowego kontraktu. Tak się zakończyła moja piłkarska kariera w Pogoni.
Artykuł zawiera cytaty z książki „70 niezwykłych historii na 70-lecie Pogoni Szczecin” – Krzysztof Ufland, Jakub Bohun, Tomasz Smoter, Jakub Żelepień.
Komentarze
Radek Biliński – “Gdyby nie Pogoń, pewnie do dziś siedziałbym we Włoszech” — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>